środa, 13 czerwca 2012

Malinowe serca i inne przyjemności.


Miauuu.

Bach. 
Łapa ląduje na szybie bo miski przez przypadek zostały na tarasie.

Dobra, już wstaję. 

Miłość ostatnich czasów - kawa z mlekiem i gorącą czekoladą ląduje na stole, podczas kiedy kot gapi się na mnie z wyrzutem.

No co?!

Zaraz do Ciebie idę. 

Mamy dziś dużo do zrobienia.

Malinowe serca



  • 1 duże jajko 
  • 300ml rzadkiego jogurtu
  • 100ml oleju 
  • 500g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  •  2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią
  • 50g cukru pudru 
  • duża garść mrożonych malin 


 Wykonanie klasyczne. W jednej misce mieszamy dokładnie mieszamy jajko z olejem i jogurtem. W drugiej przesiewamy mąkę z cukrem, cukrem waniliowym i proszkiem do pieczenia. Łączymy zawartość obu misek, foremki na muffinki wypełniamy ciastem do połowy, do każdej wkładamy 1-2 maliny i zalewamy odrobiną ciasta. Pieczemy 15 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.








poniedziałek, 11 czerwca 2012

Hej - truskawki!

Przegapiłam sezon na rabarbar. 
Przegapiłam również ten szparagowy. 
Nie odwiedzałam Was - ale postaram się nadrobić zaległości. 

Mówi się, że przerwy bywają dobre a mi wstyd się tutaj pokazywać po prawie dwóch (!) miesiącach.
Ha! To wcale nie tak, że leżałam na kanapie brzuchem do góry. Nieprawda. Maj -  miesiąc sesji - spowodował u mnie prawdziwy zastój blogowy, który zaskoczył mnie samą. Należą się więc wyjaśnienia, szczególnie, że zniknęłam tak nagle.
A to dlatego, że wcale tego nie planowałam!

Otóż kiedy pod koniec kwietnia wróciłam na egzaminy miałam zaplanowaną naukę, naukę i naukę z przerwami na jakieś drobne kuchenne szaleństwa i...

... i nic. 
Przepisy naszykowane. Produkty kupione. 

A ja nad setną kawą w totalnej panice - nie wiem chyba ( raczej ) nic. Pobudki o szóstej, bo jestem z tych co wolą uczyć się od rana ale jednak spać. Góra książek patrzyła się na mnie wściekle każdego ranka gdy wchodziłam do kuchni - a bo uczę się przy kuchennym stole. Niektórych nawet nie otworzyłam. 

Drugi rok - zdany. 

A wtedy musiałam się przeprowadzić. Znalezienie mieszkania, które spełnia moje standardy a którego cena nie jest wygórowana nie jest łatwe. Ale udało się.

Duża kuchnia. 
Pokój z oknem na północ. 
Słoneczna łazienka. 


Na początku czerwca wróciłam do domu. 
I jestem.
I przepraszam. 
Ale mam dla Was letnie tiramisu. 

Wybaczycie? 

Truskawkowe tiramisu



Okey - następnym razem zmniejszę ilość białek lub zwiększę ilość sera bo przepis jest własny ( i wykorzystywany pierwszy raz ) - i jak widzicie, lekko się rozpłynął. Duże zaskoczenie, ale to chyba również częściowo wina soczystych truskawek. W żadnym wypadku nie ujmuje to smaku ale polecam robić w pucharach lub zrezygnować z dodatku piany z białek. Wtedy ciasto na pewno zachowa porządny wygląd ; )

  • 4 świeże jaja
  • 0,5 kg mascarpone
  • 50g cukru pudru
  • laska wanilii
  • 1kg truskawek 
  • dwie paczki podłużnych biszkoptów 
  • sok z truskawek*
  • sok z połówki cytryny
  • alkohol - opcjonalnie, ja tam nie lubię, rum lub jaki zechcecie. 



*Sok z truskawek  - dla tych z mniejszą ilością czasu proponuję kupienie truskawkowego nektaru, ale polecam zrobić sok truskawkowy do nasączenia biszkoptów samemu - nic trudnego, gotujemy truskawki z wrzątkiem i cytryną ( cukier nie jest nawet potrzebny, jeśli truskawki są bardzo słodkie! ) przecedzamy przez sitko i mamy sok.

Jajka dokładnie myjemy i parzymy we wrzącej wodzie. Oddzielamy białka od żółtek, żółtka ubijamy z cukrem pudrem i wanilią na puszystą masę, dodajemy porcjami ser i dokładnie mieszamy ( u mnie mikserem )  a białka wkładamy do lodówki aby były dobrze schłodzone. 
Truskawki myjemy, odszypułkowujemy i kroimy w grubsze plastry. Biszkopty zanurzamy w soku na kilka sekund, aby się nie rozpadły. Układamy na dnie wybranego naczynia, następnie układamy warstwę z pokrojonych truskawek. Białka ubijamy na sztywną pianę i delikatnie mieszamy z masą serową, połowę serowej masy wylewamy na pokrojone truskawki i układamy kolejną warstwę biszkoptów, truskawek, sera. Owijamy szczelnie folią i wkładamy do lodówki aby ciasto dobrze stężało.

Tak, u mnie warstwa górna jest lekko różowa - skutek dodania odrobiny różowego barwnika, do czego zostałam namówiona ; ) Jakoś sama nie lubię sztucznego koloru. Ale jest.